ten film to jeden wielki kop prosto w zęby płci brzydszej. Jest niezwykle infantylny i płytki, jeśli ktoś z oglądających znalazł chociaż śladowe ilości czegoś mądrego to zapewne ma nieokiełznaną wyobrażnię. Taka feministyczna bajeczka, od której słodkości bolą zęby. Przyznaję, że od polskich komedii romantycznych uciekam z obrzydzeniem na twarzy, a ten filmik obejrzałam bezmyślnie patrząc się jednym okiem, ale jednak. Nie chciałam "brudzić" sobie filmoteki i wogóle się nie przyznawać do tego, że oglądało się całkiem przyjemnie, a postać Judyty miała w sobie coś przyciągającego. Stenka ciągnie cały ten film za sobą z siłą wołu, ku mojemu zdziwieniu jej postać mnie całkowicie urzekła. Co do reszty nie ma co się czarować. Czasami przyjemnie jest obejrzeć coś głupiego, ale jednak optymistycznego co prawda do granic absurdu, ale jednak.
Judyta jest the best, dokładnie tak jak piszesz. Grażyna Wolszczak w drugiej części już nie daje rady. Nie był to jednak jedyny jasny punkt filmu. Jestem absolutnie zauroczona rodzicami Judyty: Kowalewskim i Lipińską - ich dialogi są rewelacyjne :D
Jestem kobietą i ten film wybitnie mnie znużył. Kobieta rozwodzi się z mężem, w kilka tygodni buduje dom z niczego, potem znajduje faceta a jej córeczka bije im brawo. Rozumiem, ze to bajka, ale bajki powinny być bajkowe. Stołowka polskiej firmy albo mieszkanie rozwiedzionej matki nie są scenerią do bajek. Albo robimy baśniową opowieść o miłości, albo Trudne Sprawy. A postać córki, która udziela porad erotycznym czytelnikowi mamy i z radością cieszy się, że jej mama sypia z nieznajomym - jej zachowanie jest sztuczne, wyjątkowo irytujące i drażniące. Nie polecam tego filmu nikomu. O wiele lepszym filmem podobnym tematycznie jest Lepiej późno niż później. Tam przynajmniej uśmiałam się jak norka ;)
Troche bajka, ale troche samo zycie. Taka standardowa sytuacja - maz odchodzi do mlodszej, ktora go nastepnie oszukuje i porzuca, po czym niewierny malzonek probuje wrocic do zdradzanej zony... To jednak klasyka. A to, ze kobieta po rozwodzie radzi sobie lepiej niz w trakcie malzenstwa, to tez nie jest takie wylacznie bajanie. Znam takie historie. Naprawde, kobiety po rozwodzie sa zmuszone sobie radzic i naprawde niezle im to wychodzi. Takze troche bede bronic tej historii. Pozdrawiam
Ja rozumiem, że kobiety po rozwodzie sobie radzą, ale czy widziałaś kiedyś, by jakaś rozwiedziona kobieta której zostały marne grosze wybudowała sobie piękny dom? W kilka tygodni? ;) Bez problemów? ;). Nie da się bez problemu wyremontować małego mieszanka, tymczasem ona sobie stawia willę w tempie wystarczającym na ugotowanie parówek ;).
Rozumiem, że możesz mieć sympatię do tego filmu, jednak jest on (spójrzmy prawdzie w oczy) oderwany od rzeczywistości, a nie jest to ani fantastyka, ani szalona komedia, gdzie wszystko stoi na głowie. Jeżeli film mi się podoba, nie przeszkadza mi to specjalnie, np w przypadku Blues Brothers. Jeżeli cała historia jest denerwująca, taka naiwność jeszcze bardziej mnie dobija. Co nie zmienia faktu, że rozumiem, iż komuś może się podobać. Chciałam tylko odnieść się do teorii, jakoby kobiety ten film kochały, wszystkie i bezwarunkowo ;).
Rozumiem. Mnie akurat "Lepiej pozno..." wlasnie znuzyl. To jest dopiero bajeczka! Ile kobiet po 50-tce znajdzie mezczyzne? Ale szanuje twoje zdanie. Pozdrawiam.
dokładnie ;) z amantami po 50-tce trochę krucho. Chociaż może ... w Ciechocinku ... tam podobno Sodoma i gomora ;))
dom był zbudowany z gotowych elementów z drewna, taka budowa szybciej idzie. Poza tym jest poza Warszawą, a tam jest o wiele taniej. Za sprzedaż mieszkania w Wawie można sfinansować taką chałupkę. Także bronię troszkę scenarzystów ;), choć wiadomo, że to bajka. Ale jakoś tak działa miło i pozytywnie. A poza wszystkim Stenka jest świetną aktorką.